Londyn / Soho. Najlepsze kino świata

Przez kilka dni bawimy w Londynie, więc niedługo zapewne na blogu wyląduje jakiś dłuższy materiał z wyprawy. Teraz tylko zapowiedź. Jest nieco cieplej niż w Polsce, więc uszy nie odmarzają, ale dla odmiany z nieba siąpi deszcz. Dopiero wieczorem robi się pogodniej, co wykorzystujemy do pieszej wycieczki, wreszcie bez mokrych skarpetek i parasola w dłoni. Ruszamy na kolację do Soho, bo w zakamarkach Chinatown można schrupać niemal każdy rodzaj kuchni azjatyckiej. Największą reprezentację mają oczywiście Chińczycy, ale w okolicy zjemy również specjały japońskie, koreańskie, malezyjskie, wietnamskie. Hitami sezonu są placki ze Sri Lanki i tajskie BBQ. Decydujemy się na japoński bar Misato, serwują udon, sushi, piwo Sapporo. Wokół Azjaci, trochę Brytyjczyków, kilku turystów. Lokal jest niewielki, stoliki prawie się stykają, więc nie sposób nie zaglądać w talerz sąsiadom. Obok dwóch muzułmanów z Pakistanu żąda dim-sumów, choć kilka metrów dalej roi się od chińskich knajp specjalizujących się w tych pierożkach. Panowie nie tracą rezonu, biorą jakiekolwiek pierogi z sosem chili, który używają też do maczania maków, a kotleta po japońsku zaostrzają wasabi. Na szczęście kończymy nasze dania i możemy już przestać uczestniczyć w ich wieczerzy.

Oprócz azjatyckiego jedzenia okolica słynie jako zagłębie kultury i sztuki. West End jest tym samym dla Londynu czym Broadway dla Nowego Jorku. W bliskiej odległości działa w sumie 40 teatrów, m.in. Gielgud Theatre, Her Majesty’s Theatre, Queen’s Theatre. Wracając do stacji metra na słynnym Piccadilly Circus przy Shaftesbury Avenue napotykamy ich monumentalne gmachy, z afiszów których nie schodzą od lat takie tytuły jak „Les Misérables”, „Upiór w operze”, „Mamma Mia!, „Chicago”, „Król Lew”. Publiczność nadal dopisuje, sale wyprzedają się w komplecie. Ich popularność dodatkowo podnosi przenoszenie uznanych musicali na ekrany kin lub proces odwrotny, inspirowanie sztuk filmami. Producenci zresztą nie zasypują gruszek w popiele, środki komunikacji miejskiej zalane są billboardami promującymi musicalowe przeróbki „Alladyna” i „Piotrusia Pana”. Jadąc ruchomymi schodami dowiadujemy się, że tematem na musical może stać się nie tylko twórczość Michaela Jacksona („Thriller Live”), ale także polityczna zawierucha wokół wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii („Brexit the Musical”). W ogóle promocja kultury w londyńskim metrze to temat na dłuższy wykład. Dwa dni jazdy po mieście wystarczyły, żebym wiedział jakie filmy, koncerty, spektakle, wystawy można zobaczyć w najbliższym czasie. Żal pomyśleć jak warszawskie metro nie wykorzystuje szansy, aby pójść podobną drogą zamiast reklamować kolejne przeceny mięsa w hipermarketach, cięcia cen w elektrosklepach i wydania pulpowej literatury.

Na pobliskim Leicester Square czeka inny fenomen. Tutaj ukojenie znajdzie każdy kinoman, wokół placu zagnieździło się bowiem aż osiem kin. Perłą w koronie jest Odeon, który może pomieścić prawie 1700 osób. Odbywają się tu światowe premiery hitów z udziałem twórców, m.in. „Gwiezdnych Wojen: Przebudzenia mocy”, kolejnych części przygód Jamesa Bonda, serii Harry’ego Pottera, a ostatnio „Sprzymierzonych” Roberta Zemeckisa. Londyński Festiwal Filmowy co prawda rozsiany jest po różnych kinach w pobliżu, ale to w Odeonie grane są najważniejsze seanse. Przy placu znajdują się też inne filie sieci: Mezzanine (5 niewielkich sal), Panton Street i West End (2 sale, w sumie 1000 miejsc). Jej konkurenci, Cineworld i Vue Entertainment mają swoje kina tuż obok. Te trzy sieci kin rządzą niepodzielnie na brytyjskim rynku (prawie 80% wpływów), resztę kin dopuszczając na stopniu lokalnym. Piątym graczem w kraju jest sieć Empire, które ma niewielki udział w zyskach (ok. 4 %), ale też wybrała tę prestiżową lokalizację.

Moim ulubionym kinem zostaje od razu, już z samej lektury eklektycznego repertuaru, Prince Charles Cinema. Jedyny przybytek filmowy na West Endzie, który nie należy do żadnego potentata, od lat zachowujący swoją niezależność finansową i repertuarową. To tzw. repertory cinema, czyli takie, które puszcza stare filmy i niekoniecznie ogląda się na mody, kanony czy podziały na kino niskie/wysokie. Jako jedni z niewielu grają nadal z taśmy 35 mm i 70 mm. W Warszawie jego odpowiednikiem mógłby być Iluzjon, gdyby tylko nie był państwowy, a repertuar układały filmowe freaki. Na afiszu: przegląd wszystkich filmów Marvela, retrospektywa studia Ghibli, najnowsze anime Makoto Shinkaiego oraz „The Room” z udziałem samego reżysera Tommy’ego Wiseau! Jakby tego było mało, zaglądam na ich stronę – totalny zachwyt. Nocne maratony, tzw. all-nighter, rozpoczynają się o 21, a kończą ok. 10-11 następnego dnia. W planach m.in. filmy, które zainspirowały „Stranger Things”, wczesny Tim Burton, sześciopak Bondów. Tylko tutaj mogły spotkać się „Andriej Rublow” z „Różowymi flamingami”, a seanse klubu amatorów kaset VHS z karaoke organizowanym podczas projekcji „Krainy lodu”. Może nie uwierzycie, ale do biletu na filmy Briana De Palmy każdy dostaje zimne piwo i kawałek pizzy!

P.S. Tymczasem na ekrany multipleksów równocześnie z premierą w BBC wchodzi ostatni odcinek czwartego sezonu „Sherlocka” (!)


mój profil na Filmwebie

\mój profil na Pintereście

6 uwag do wpisu “Londyn / Soho. Najlepsze kino świata

  1. W jednym z tych kin na Leicester Square byłem kiedyś na „Where The Wild Things Are”. Miałem nosa, bo film ogromnie mi się podobał, a w Polsce ostatecznie nie doczekaliśmy się premiery filmowej. A Księcia Karola sprawdzę przy następnej wizycie. Dzięki za rekomendację!

    Polubione przez 1 osoba

  2. By investing a frequent routine, you’ll be able to significantly reduce weight in just a few months intoo a year.
    It does exist, it is not a lie, nonetheless it appears to work just on laboratory animals.
    It may appear contradictory, paying with order tto burn fat, you should eat. http://israelcshv148blog.tblogz.com/what-is-a-healthy-detox-and-intestinal-cleansing-729254

    Polubienie

Dodaj komentarz